Polski

Zacznijmy z pewną analogią!


Kiedyś była ”firma doradcza”. Firma działała na skale globalną. Może to nie brzmi niezwykle. Zwłaszcza współcześnie. Niemniej jednak, ta firma była niezwykła. Nawet jak na współczesne standardy. Klienci firmy doradczej przede wszystkim zajmowali się małym biznesem i organizacjami nienastawionymi na zyski w Europe. Firma znajdowała się w USA, gdzie wolność słowa- wobec europejskich standardów -poprzez minimalną regulacje ze strony rządu stwarza lepszą sytuacje niż w Europie. Dyrektor generalny tej firmy był ”Amerykaninem pochodzenia niemieckiego”. Lub bardziej precyzyjnie, był ”Amerikadeutscher”, czy “Auslandsdeutscher”.

Pracownicy firmy mieścili się w różnych kategoriach: a) ”współpracownicy biznesowi” oraz ”niezależni wykonawcy”, b) ”wolontariusze”, którzy sympatyzowali z osobistymi przekonaniami dyrektora generalnego firmy, c) ”wolontariusze”, którzy byli zaangażowani w grupach z podobnymi przekonaniami, oraz d) ludzie, którzy po prostu wierzyli w idealizm wolności słowa oraz ci, którzy chcieli zaprotestować przeciwko tłumieniu wolności słowa. Niezależnie od ideologii. Bliska kooperacja wszystkich tych różnych elementów wewnątrz firmy miała zarówno zalety jak i wady. Zalety są oczywiste. Wady włącznie z BEZPIECZEŃSTWEM!

Zatem, firma była bardzo rygorystyczna i zachowywała środki ostrożności. (Np. nawet wewnątrz tylko ”przydomki” były używane zamiast prawdziwych imion). Takie środki ostrożności mogły być wygórowane. Szczególnie dla Amerykanów żyjących w USA. Niemniej jednak, ryzyko ”skażenia” i potencjalnego ”wywiezienia” szczególnie sprzętu elektronicznego zmusiły firmę do podjęcia takich środków ostrożności.

Teraz zajrzyjmy ”do środka” tej firmy!

Aby zilustrować obraz firmy, posłużymy się fikcyjnym Amerykaninem zwanym ”Joe”.

Joe kontaktował się z firmą i mówił, że chce pracować jako wolontariusz. Otrzymał odpowiedź, w której napisano:

Po pierwsze, został spytany o swoje umiejętności, zainteresowania, oraz rodzaj pracy, jaką by chciał wykonywać.

Po drugie, zaoferowano mu jego pierwsze ”zadanie”. ( Oczywiście, sam miał możliwość zaakceptowania lub odrzucenia go. Jeśliby zaakceptował, zostałby poproszony do określenia czasu przybycia).

Po trzecie, powiedziano mu trochę o środkach ostrożności w firmie.

Kiedy jego pierwsze zadanie zostało mu opisane, odpowiedział, że było ono ”łatwe, ale nudne”. Zaakceptował je.

Jego sumienie podpowiadało mu, że faktycznie była to ”łatwe, ale nudne” zadanie. Było to dla niego jasne, że to faktycznie ”praca”, a nie ”zabawa i gra”. Jednak Joe był idealistą. Nie hobbystą. Więc się tym nie przejmował.

Joe patrzył na to w ten sposób. Ta ”czarna robota” musi być zrobiona przez kogoś. Był on ”człowiekiem czynu”, a nie ”gawędziarzem”. Ewentualnie zaoferowano mu inne zadanie. Zaakceptował je. To zadanie jako pierwsze nie było łatwe, ani nudne. Lecz nie było trudne. Joe powiedział do siebie: ”Okej! Teraz awansowałem z obozu rekrutów”. Minął rok. Joe był bardzo zadowolony. Zrobił wiele i nauczył się sporo w tym czasie. Zrozumiał jak jego praca przyczyniła się do imponującego rozwoju firmy. Zobaczył konkretne rezultaty. Wiedział, że odgrywał znaczącą role. Jego zadania stopniowo stawały się coraz ciekawsze. Lubił je wykonywać! Było wielu ludzi takich jak Joe w tej firmie.

Oczywiście ”Joe” jest bohaterem fikcyjnym. Lecz jego historia oparta jest na prawdziwych faktach i przeżyciach ludzi!